
„Ja i inni” Ylvy Karlsson – recenzja
Mam na imię Aneta. Trzymam w ręku książkę „Ja i inni”. Myślę o tym, jak wielką wartość ma w sobie ta niepozorna książeczka. O tym, jak w nienachalny, prosty sposób przypomina nam o tym, że nie jesteśmy zawieszeni w próżni, że wszyscy jesteśmy połączeni, a zarazem każdy z nas ma swoją własną historię.
„Mam na imię Oliwia. (…) Myślę o kimś, kto nie jest mną. Myślę o kimś, kto siedzi zupełnie gdzie indziej i myśli zupełnie inne myśli.Może takie myśli, jakich ja nigdy nie myślałam i nigdy nie pomyślę”.
„Mam na imię Samuel. Jestem na cmentarzu.(…)Słyszę dudnienie. Po drugiej stronie krzaków przejeżdża pociąg. Ciekawe, czy w tym pociągu siedzi ktoś, kto ma babcię, która nie umarła i cały czas żyje”.
„Mam na imię Mariam. (…)Myślę o tym, że tu, w tym kraju,domy są całe i place zabaw są całe.Myślę o tym, że dzieci, które tu mieszkają,pewnie nie wiedzą, że kiedy jest wojna,to nawet koty mogą zginąć”.

Mam na imię Aneta. Trzymam w ręku książkę „Ja i inni”. Myślę o tym, jak wielką wartość ma w sobie ta niepozorna książeczka. O tym, jak w nienachalny, prosty sposób przypomina nam o tym, że nie jesteśmy zawieszeni w próżni, że wszyscy jesteśmy połączeni, a zarazem każdy z nas ma swoją własną historię.
Tutaj każde dziecko mówi samo w swoim imieniu, ma prawo głosu, prawo do własnych myśli, opinii i emocji. Dziecięce JA jest tu punktem wyjścia. Porusza mnie ta narracja. Poruszyła też Mały Kosmos. Po wspólnym przeczytaniu pierwszej „historii” rzekł: „Nie mówiłaś o dziewczynce, tylko dziewczynka mówiła do mnie”. A ja z wrażenia wstrzymałam oddech.
Zobaczcie sami: zamieńmy narrację na trzecią osobę: „To jest Samuel. Jest na cmentarzu….”Ktoś próbuje przedstawić dziecko i jego świat kontra dziecko z prawem głosu („Mam na imię Samuel”.). Zamiast przedmiotu opisu (który łatwo może stać się przedmiotem wychowania – tak mi zaświtało w głowie), mamy do czynienia z dzieckiem podmiotem mówiącym (który może wejść w relację podmiot-podmiot).I wyczuł to czterolatek! I sam poczuł swoje JA, swoją podmiotowość. Po skończeniu całej książki powiedział: „Ja jestem Janek a to inne dzieci”.
I to jest fundament tej książki. Pozwala dziecku poczuć się ważnym, wartościowym, odrębnym, a zarazem przynależącym do czegoś większego: do innych dzieci, do świata.
Co ciekawe, nie brakuje tu poziomu cielesnego. A to już naprawdę wyjątek. Jest sporo książek dla dzieci o emocjach, o myślach, o relacjach. A tutaj co tego zestawu, na sam początek, jako punkt wyjścia pojawia się cielesność. Dzieci opowiadają, co trzymają w dłoniach, jak ułożone jest ich ciało. To zaprasza czytelnika do zwrócenia uwagi na własne odczucia z ciała, jego położenie, czynność, którą wykonuje dłońmi.
Książka w ten sposób zyskuje walory terapeutyczne i może być naprawdę świetnym narzędziem pracy z dziećmi, które doświadczają wyzwań sensorycznych, mają problemy z czuciem własnego ciała, a tym samym trudności w kształtowaniu się… poczucia JA. Bo owo poczucie wychodzi z poziomu ciała.
Przy okazji autorka porusza nieoczywiste, często trudne (przede wszystkim z perspektywy dorosłych) tematy wojny czy śmierci. I to jest kolejna płaszczyzna do eksploracji z dzieckiem. Jestem pod ogromnym wrażeniem tej książki. I już zupełnie subiektywnie uwielbiam ilustracje autorstwa Sary Lundberg.
A na koniec słowa Oliwii (dziewczynki z książki). Marzy mi się świat, w którym każde dziecko bez wyjątku może tak powiedzieć: „Cieszę się, że jestem”.
„Ja i inni”, Ylva Karlsson, ilustracje Sara Lundberg, przełożyła ze szwedzkiego Katarzyna Skalska, Wydawnictwo Zakamarki Poznań 2022