Naturalne rodzicielstwo czy zimny chów?
Widok noworodka przywodzi zwykle na myśl takie słowa jak niewinność, bezbronność, miłość. Chcemy być troskliwymi, wspierającymi opiekunami. Często wybieramy jedną z dwóch opcji: rodzicielstwo naturalne: oparte na intuicji lub zimny chów, bazujący na przekonaniu, że dziecko musi być od urodzenia gotowe na zderzenie z okrutną rzeczywistością.
Wychowanie i opieka mogą być przez dorosłych różnie rozumiane. Dla jednych będzie to:
- uważne towarzyszenie dziecku,
- próby odczytywania sygnałów, które ono wysyła i adekwatne reagowanie na nie,
- bycie blisko fizycznie poprzez częste przytulanie, noszenie, współspanie,
- włączenie dziecka w codziennej życie, tak by od samego początku było częścią swojej społeczności.
A wszystko to w celu zbudowania z dzieckiem trwałej, pełnej zrozumienia i zaufania relacji.
Dla innych natomiast rodzicielstwo staje się synonimem przygotowania małego człowieka do zmierzenia się z trudną, niekiedy wręcz brutalną rzeczywistością. Wtedy to, wierząc w swoje dobre intencje, dorosły od samego początku:
- rezygnuje z bliskości fizycznej z dzieckiem, bojąc się, że przytulając niemowlę, nosząc często na rękach, rozpieści je, (o znaczeniu dotyku w życiu człowieka pisałam tutaj),
- nie reaguje na płacz dziecka, uważając, że, prędzej czy później, samo się uspokoi: w przeciwnym razie wychowa albo mazgaja, albo manipulanta,
- stawia wyraźną granicę między światem dziecka a codziennością dorosłych, uważając, że dziecko jest przeszkodą w „normalnym funkcjonowaniu” i powinno przebywać jedynie w mu dedykowanych miejscach i w towarzystwie swoich rówieśników.
Dlaczego rodzice wybierają zimny chów?
Wielu z nas trudno uwierzyć w to, że druga postawa może mieć coś wspólnego z troską i chęcią opieki. Dlaczego zatem tzw. „zimny chów” czy twarde wychowanie nadal jest często praktykowane przez rodziców i to w dobrej wierze?
Jedną z podstawowych przyczyn takiego stanu rzeczy jest wkroczenie kultury w przestrzeń zarezerwowaną naturze. Tam, gdzie przez lata ewolucji człowieka wykształciły się sprawdzone mechanizmy opieki nad potomstwem, wpuszczono typowo kulturowe oczekiwania.
I tak oto zachowania oczywiste, jak: bycie blisko dziecka i wsparcie młodej mamy przez resztę społeczności zastąpiono sprzętami, które mają umilać dziecku czas i milionem oczekiwań wobec matki – szybki powrót do formy, do pracy lub na odwrót: ciągłe skupienie się na dziecku, wręcz rezygnacja z siebie – oraz wobec dziecka: samodzielne zasypianie, radzenie sobie z emocjami już od urodzenia, całkowite dostosowanie się do rytmu rodziców i otoczenia.
Młode matki nie ufają swoim wrodzonym zdolnościom ani motywom, jakimi kieruje się dziecko, nieustannie wysyłając bardzo jasne sygnały. Niemowlę stało się kimś w rodzaju wroga, który musi zostać przez matkę pokonany. Trzeba ignorować płacz, żeby pokazać dziecku, kto rządzi, a podstawowe założenie jest takie, że należy dołożyć wszelkich starań, by zmusić dziecko do dostosowania się do tego, czego matka sobie życzy. Kiedy zachowanie dziecka przysparza „pracy”, „marnuje czas” lub w jeszcze inny sposób zostaje uznane za nieodpowiednie, okazuje się niezadowolenie, brak aprobaty czy inne oznaki wycofania miłości.
Dziecko w XXI wieku a ewolucja
Otóż w całej tej pogoni za nowoczesnością zapomniano o jednej podstawowej prawdzie: dziecko, przychodząc na świat, nie ma pojęcia, że to XXI wiek. Ono nie jest nagle zaprogramowane na współczesny tryb życia, nie pragnie nowinek technologicznych do zabawy, nie marzy o super odjechanym wózku, nie jest przygotowane na niezliczone bodźce, które funduje mu się podczas wizyt w galeriach handlowych. Nie jest również przygotowane na natychmiastową wręcz samodzielność z dala od osób dorosłych, w jakieś sztucznej izolacji (np. zamknięte samo
w pokoiku, pozostawione w bujaczku z interaktywną zabawką zastępującą żywego człowieka).
Ewolucja nie działa tak szybko. Dziecko, tak jak w przypadku naszych przodków, rodzi się z pierwotną potrzebą bliskości: fizycznej i emocjonalnej. Jego mózg cały czas się rozwija i aby ten rozwój był prawidłowy, konieczny jest drugi człowiek (kontekst społeczny): a dokładniej jego uważna, autentyczna obecność i zaangażowanie: we właściwym, zgodnym z naturą rozumieniu.
Potrzebna jest troska, która uwzględnia niedojrzałość fizyczną, psychiczną, emocjonalną dziecka i je szanuje. Wymagana jest postawa rodzicielska, która uznaje dziecko za podmiot relacji, mający swoje uczucia, upodobania, potrzeby.
Zimny chów to efekt błędnego rozumienia wychowania i skrzywionego obrazu dziecka jako intruza lub kogoś, kogo natychmiast trzeba naprawić, dostosować, ulepić wedle mody, aktualnych przekonań, bezustannie kontrolować jego zachowanie.
Wiemy już, chociażby dzięki badaniom z zakresu psychologii rozwoju dziecka i neurobiologii, że ludzką naturą nie sterują kulturowe trendy, a wręcz przeciwnie: jesteśmy tak skonstruowani
w długim procesie ewolucji, że do prawidłowego funkcjonowania potrzebujemy stale, niezależnie od epoki, kultury czy miejsca narodzin, określonych doświadczeń, np. bliskości fizycznej dorosłego i jego szybkiej, wspierającej reakcji na płacz. Wpisuje się to w tzw. koncepcję kontinuum, o której przeczytać można więcej w książce Jean Liedloff „W głębi kontinuum”.
Naturalne rodzicielstwo jest zgodne z kontinuum
Jeśli zatem chcemy być wspierającymi rodzicami, konieczne jest prawidłowe, zgodne z ludzką naturą zrozumienie tego, w jaki sposób owo wsparcie przejawia się w codziennym życiu. Potrzebna jest swego rodzaju wewnętrzna dyscyplina, by ufać sobie i dziecku, a nie temu, co do powiedzenia ma współczesna wizja człowieka, która coraz częściej lekceważy prawa natury.
Jeśli dziecko w wystarczającym stopniu zazna schronienia i stymulacji w ramionach swoich opiekunów, będzie mogło rozglądać się po świecie z pewnością siebie i przyzwyczajone do dobrego samopoczucia, które natura będzie podtrzymywać.
Kluczem do prawidłowego wspierania rozwoju dziecka jest więc opieka zgodna z naszą intuicją, a nie spełnianie zmiennych, kulturowych i często pozbawionych sensownego uzasadnienia oczekiwań. Każdy z nas ze swej natury jest kompetentnym rodzicem, czasami tylko, w chaosie informacji i zmiennych oczekiwań, musimy sobie o tym przypominać.
Cytaty pochodzą z książki Jean Liedloff, W głębi kontinuum, Mamania, Warszawa 2010.